Kontakt


Maria Wolniewicz
maria@parapsycholog.pl

przyjęcia:
wtorek i czwartek
11:00 - 18:00
zapisy: od 10:00

ul. Szewska 68/2
50-139 Wrocław

tel. (71) 322 31 31
kom. 605 32 70 76

Maria - Niebieska

Według kalendarza chińskiego urodzona w roku tygrysa, zodiakalna Ryba z ascendentem w Skorpionie. A więc osoba wyposażona przez samą naturę w specyficzny typ wrażliwości i ponadprzeciętną intuicję. Szefowa wrocławskiego Centrum Naturoterapii "Maria" psychoenergoterapeutka, parapsycholog, wróżka-jasnowidz. Na co dzień żona, matka małej Madzi i dwójki dorosłych dzieci. Także babcia, którą za sprawą starszej córki stała się już w wieku 38 lat, czego -jak twierdzi - nigdy by sobie nie wywróżyła, no ale - jak wiadomo - "zawsze najciemniej pod latarnią". Na stałe mieszka we Wrocławiu. Dar jasnowidzenia dopełnia kartomancją i numerologią, najczęściej wykorzystując go w poszukiwaniu osób zaginionych, czytaniu przeszłości i tego, co ma dopiero nastąpić a także w... doradztwie finansowym i przy sporządzaniu prognoz gospodarczych firm. Posługuje się też specyficzną formą uzdrawiania, określaną mianem psychoenergoterapii.

Dar jasnowidzenia byt w naszej rodzinie zauważany od pokoleń. Jasnowidzem była moja babcia (również Maria Wolniewicz), o której mówiło się wówczas, że ma olbrzymią intuicję i nieprawdopodobne wyczucie. Karty - po cichu i w tajemnicy przed babcią, osobą bardzo religijną, zdecydowanie odżegnującą się od wszelkich zabobonów i wróżb - z powodzeniem kładła jej córka, a moja ciocia, Janka. Pamiętam też, że od najwcześniejszego dzieciństwa wszystko, co tajemnicze i czarodziejskie, przytrafiało się właśnie mnie.

 

NIEBIESKA

 

W szkole podstawowej zyskałam przezwisko "niebieska; wywołałam bowiem w klasie salwy śmiechu, gdy na pytanie nauczycielki o kolor powietrza, zamiast jak inne dzieci powiedzieć, że jest przeźroczyste, kategorycznie stwierdziłam, że to nieprawda, bo jest niebieskie. Dziś wiem, że już jako dziecko musiałam postrzegać aurę - świetliste obwódki wokół ludzi, zwierząt, roślin. Wówczas myślałam, że wszyscy tak widzą, nie mogłam więc pojąć dlaczego temu przeczą.
Pierwszy poważny kontakt Z Tamtą Stroną przeżyłam bardzo wcześnie - bo już w wieku 14 lat. Uległam wówczas wypadkowi komunikacyjnemu. Pamiętam, że leżąc bez przytomności, podłączona do szpitalnej aparatury, która uratowała mi życie, nagle znalazłam się w jakiejś pięknej okolicy. Na horyzoncie widać było tęczowe miasto z orientalnymi kopułami domów. Stałam przed ścieżką wysypaną białym żwirem, za którą - wśród soczystej, zielonej trawy - zobaczyłam moich bliskich zmarłych: babcię, dziadka, ciocie...
Gdy już miałam przekroczyć ścieżkę -a bardzo tego chciałam, wydawało mi się bowiem, że jestem w rodzinie mniej kochana niż moje starsze siostry - nagle zobaczyłam siebie leżącą bez życia na szpitalnym łóżku, a obok rozpaczającego ojca. Widok ten tak mną wówczas poruszył, że otworzyłam oczy i wróciłam do krainy żywych.
Bardzo podobna historia powtórzyła się, gdy miałam 28 lat. Byłam już wtedy mężatką, matką małej córeczki, życie nie rozpieszczało mnie... Gdy więc w trakcie operacji żylaków, która w założeniu miała być zabiegiem kosmetycznym, nagle zaczęłam odchodzić - doznałam takiego wyciszenia i spokoju, że wracać do życia już zdecydowanie nie chciałam.
 Znalazłam się wtedy w cudownie wygodnej i bezpiecznej bańce powietrznej, którą płynęłam nad światem oderwana od wszelkich codziennych zmartwień i trosk. Dotarłam nią do poznańskiego mieszkania babci, w którym wychowywałam się przed laty. Kiedy byłam mała i wypadł mi pierwszy mleczny ząb, zawinęłyśmy go z babcią w papierek i ukryły między cegłami kuchennej szafki pod oknem. Gdy pytałam babcię, dlaczego to robimy, odpowiedziała, że kiedy umrę, wrócę i zabiorę go sobie. Leciałam więc w tej cudownej, powietrznej bańce po pozostawiony ongiś w poznańskim mieszkaniu mleczny ząb.
Dotarłam do starej kuchni, odszukałam szparę między cegłami, zawiniątko było na swoim miejscu. Już miałam wziąć je w rękę, gdy nagle ujrzałam przed sobą świetlistą postać kategorycznie nakazującą mi powrót na Ziemię. Tego było już za wiele! - Dlaczego mam wracać - kłóciłam się z nią skoro nie chcę, bo mitu dobrze, na Ziemi zaś zbieram od życia same kopniaki.
Usłyszałam, że kopniakami nie powinnam się zbytnio przejmować, bo to dopiero ich początek, a na Ziemi nie jestem dla siebie, lecz dla innych.

 

WOJTEK

 

Wszystko spełniło się co do joty. Wkrótce bowiem urodził się nasz długo oczekiwany syn. Poród przebiegł z komplikacjami, dziecko było przez chwilę niedotlenione, co spowodowało wystąpienie u niego objawów rzadkiego typu padaczki. Przez kilka lat regularnie jeździłam z synem do Centrum Zdrowia Dziecka. Choroba postępowała jednak w zastraszającym tempie i żaden z lekarzy nie dawał nadziei na poprawę. Szukając pomocy W medycynie alternatywnej, trafiłam do znanego bioenergoterapeuty Pawła Połoneckiego, który - gdy tylko mnie ujrzał - zapytał wprost: Mario, dlaczego przywozisz mi swojego syna, skoro sama masz silne właściwości bioenergetyczne i z powodzeniem możesz spróbować mu pomóc?
 Poważnie zainteresowałam się wówczas bioterapią, pokończyłam liczne kursy dla healerów i zaczęłam bioenergią pomagać innym. A Wojtek... wyzdrowiał nagle po naszym wspólnym pobycie w Sanktuarium Matki Boskiej Jasnogórskiej w Częstochowie.
Przez całą mszę był tuż przed ołtarzem, w bezpośredniej bliskości ikony. Stał się też powodem niemałego poruszenia‚ gdy swoim przejętym, dziecinnym głosem podczas Podniesienia zawołał na cały kościół: Matko Boża, proszę Cię, daj mi zdrówko!
Po powrocie z Jasnej Góry, w czasie wizyty z Wojtkiem w Centrum Zdrowia Dziecka przeżyłam szok. Lekarz prowadzący syna zarzucił personelowi, że pomylono wyniki badań Wojtusia, brzmiały one bowiem nieprawdopodobnie: Wynik badania w granicach normy wiekowej. Badanie powtórzono - wynik był identyczny. Zdenerwowany doktor wziął Wojtka za rękę i sam udał się z nim do pracowni EEG. Trzecie badanie wypadło identycznie jak poprzednie! Od tamtego czasu minęło sporo lat i atak padaczki u mojego syna nigdy się już nie powtórzył.

 

DLA INNYCH

 

Problemy życiowe zaprzyjaźnionej ze mną sąsiadki, żony alkoholika, szukającej u coraz to nowych wróżek szans na poprawę swojego nieudanego życia (której towarzyszyłam w takich wyprawach w charakterze " bratniej duszy) otworzyły mi drzwi do świata numerologii i kartomancji. Dzięki tej sąsiadce trafiłam bowiem do leciwej wróżki Pauliny. Ta, zorientowawszy się, że mam dar jasnowidzenia, rozpłakała się i ucałowawszy mnie powiedziała: Nareszcie mogę spokojnie umrzeć, dziękując Bogu, że przysłał mi następczynię!
Dziś, gdy zastanawiam się nad spotkaniem z wróżką Pauliną, widzę, że właściwie poważniejszych kartomanckich wtajemniczeń u niej nie przeszłam, o wielu sprawach wiedziałam bowiem sama, niejako bezwiednie. Pogłębiłam jednak dzięki niej swoją wiedzę o numerologii i nauczyłam się precyzyjnego określania w kartach czasu wydarzeń. Nie wróżę jednak tradycyjnie, czytając wyuczone znaczenie kart. Ponieważ mam dar jasnowidzenia, nie muszę mieć kart, aby widzieć przeszłość, przyszłość czy teraźniejszość człowieka. Karta jest dla mnie tylko formą uzupełnienia jasnowidzenia: przedmiotem medialnym, dzięki któremu uzupełniam obraz, dookreślam sytuację, obliczam czas zdarzenia, które widzę. Podobną rolę mogą również pełnić fotografie.
Zawsze też staram się, aby moja wróżba była dla człowieka, który po nią przychodzi, formą ostrzeżenia lub sposobem informacji, bez determinowania czyjegoś losu jej treścią. Jest to o tyle trudne, że ok. 90% klientów spodziewa się, iż wyboru dokona za nich wróżka. A ja mogę człowiekowi doradzić, jednak życia za niego nie przeżyję.

Najbliższe spotkania
Brak najbliższych spotkań
Produkty naturalne i zioła
Minerały